Tytuł: Dżihad Butleriański
Autorzy: Brian Herbert, Kevin J. Anderson
Przekład: Andrzej Jankowski
Wydawnictwo: Rebis
Prequel klasyki
W 1965 roku Frank Herbert napisał Diunę, jedno z największych dzieł fantastycznych, dzisiaj już zaliczane do klasyki. Po sukcesie opowieści o pustynnej planecie Arrakis popełnił kilka kontynuacji losów wykreowanego przez siebie wszechświata. Po śmierci Herberta na popularności cyklu skorzystał jego syn, który wraz z Kevinem J. Andersonem postanowili kontynuować dzieło i opisywać uniwersum Diuny. W książkach kontynuatorów znaleźć można opowieści o wielkich rodach i organizacjach obecnych we wszechświecie wykreowanym przez Franka Herberta. Zabrali się także za genezę sytuacji politycznej i niechęci do maszyn, jaką widzimy w Diunie. Przed przystąpieniem do lektury słyszałem wyłącznie niepochlebne opinie, twierdzące że syn Franka Herberta sięga tylko po pieniądze, korzystając z popularności uniwersum Diuny. Byłem nastawiony negatywnie, ale podczas czytania Dżihadu trochę zmieniło się moje myślenie o tej książce.
Ludzkość kontra maszyny
Władzę w Starym Imperium, które w wyniku wieloletniego dobrobytu popadło w stagnację, przejmuje grupa ludzi. Przyjmują oni imiona po antycznych bogach i herosach, dzielą zamieszkałe planety pomiędzy siebie, wykorzystując sztuczną inteligencję utrzymują swoje rządy. Niestety pozwalają sztucznej inteligencji na za dużo i wymyka się ona spod ich kontroli, niewoląc wiele światów i zabijając wielu ludzi. Przeciwko nim staje Liga Szlachetnych, sojusz planet, który powstał po upadku Starego Imperium i który nie ugiął się pod naporem sił Agamemnona, człowieka który stał na czele przewrotu w Starym Imperium, a potem przed maszynami i ich dowódcą, Omniusem. Jest też trzecia strona konfliktu, grupy zensunnitów, rozsiane po różnych planetach galaktyki, starające się żyć w pokoju z dala od wojny ludzi z maszynami.
Inteligencja nie taka inteligentna
Nie moge pozbyć się wrażenia że sztuczna inteligencja w tej książce nie jest zbyt inteligentna. Omnius, kontrolujący kilka planet, mający właściwie nieograniczony zasoby, posługuje się ludzkimi niewolnikami. I używa ich do budowy pomników Agamemnonowi i jego zaufanym ludziom, którzy porzucili swoje ciała i jako mózgi przytwierdzone do mechanicznych ciał, żyją u boku maszyn i przyjmują miano cymeków. Dodatkowo Omnius nie może się ich pozbyć, bo podczas przejmowania władzy w Starym Imperium wgrali coś w jego oprogramowanie, coś w stylu, że nie może zniszczyć swoich twórców. Czy komputer rządzący kilkoma planetami nie mógłby jakoś tego nadpisać?
Arrakis wciśnięta na siłę
Mamy tu opisaną historię protoplastów wielkich rodów, Atrydów i Harkonnenów, a także początki handlu przyprawą z Arrakis. Nie mogę pozbyć się wrażenia że jest to ukazane w tej książce na siłę, wątek pustynnej planety nie pasuje do walki ludzkości z robotami, nic nie wnosi do głównego wątku fabularnego. Gdyby zmienić nazwiska głównych bohaterów i zrezygnować z rozdziałów odbywających się na pustynnej planecie, nie można byłoby w żaden sposób połączyć Dżihadu Butleriańskiego z Diuną. Lecz może to i dobrze, w końcu każdy pisarz powinien mieć swój własny styl, a przedstawiona historia walki ludzkości z maszynami jest zręcznie przedstawiona.
Różne od oryginału
Jest to literatura całkowicie inna niż Diuna. Nie ma tu tak wielkich intryg, jest też nieco płytsza fabularnie, nie skłania do przemyśleń. Książka jest jednak napisana sprawnie, dobrze się ją czyta i poznaje historie buntu ludzkości i ich walce przeciwko maszynom. Lecz reklamowanie tej powieści nawiązaniami do oryginalnej Diuny jest według mnie skokiem na kasę, Brian Herbert i Kevin J. Anderson mogli zrobić z tego własny cykl, luźno nawiązujący do dziejów Arrakis.